|
20/2007 CO Z TĄ MODĄ ?
Elizabeth Duda
FRANCUSKA SASKA KĘPA
Po kilku miesiącach rozłąki z ukochaną Polską wróciłam do mojego warszawskiego mieszkania, żeby doładować akumulatory i pooddychać innym powietrzem. Jakież było moje zdziwienie, kiedy spacerując mostem Poniatowskiego na horyzoncie nagle wyłoniła się... Wieża Eiffela. Tak, tak nie zwariowałam. Chociaż w pierwszej chwili pomyślałam, że z moją kondycją psychiczną coś nie gra.
Coraz wyraźniej dało się słyszeć niesioną wiatrem francuską muzykę. W miarę zbliżania się do wieży muzyka stawała się coraz głośniejsza, a wieża malała. Wokół niej zgromadził się tłumek gapiów, który bacznie obserwowali strażnicy miejscy, zapewne w obawie o metalową konstrukcję niewielkich rozmiarów. I tu dopiero dotarło do mnie, że to nie Paryż. Nie pamiętam bowiem, żeby tam tak pieszczotliwie dbano o najbardziej rozpoznawalny obiekt na świecie (według ostatnich badań). Czy to moda na Francję w centrum warszawskiej Saskiej Kępy, czy nostalgiczna podróż w świat ideałów?
Takiej Francji jak tej, którą zobaczyłam w Warszawie, nie widziałam od wielu lat. Idylla, spokój, dźwięki akordeonu wplątane w zapach kwiatów bzu i kawy z ulicznych kawiarenek, przy których przechadzają się panie w wielkich kapeluszach, czasem ubrane w boa z piór. Obok Napoleon dumnie kroczy wśród tłumu zrelaksowanej gawiedzi. Wata cukrowa, kolorowe parasolki, miejsca dla inwalidów przed sceną, słowa: "przepraszam", "ależ proszę" - po prostu idealny świat, jak z paryskiego Disneylandu, który dla Polaków jest wyobrażeniem Francji.
To bardzo miłe uczucie, kiedy widzi się takie właśnie wyobrażenie, ale wbrew temu co można było zobaczyć na ulicy Francuskiej, świat na paryskim bruku zmienił się zdecydowanie. Pytanie, skąd ten wyidealizowany obraz? Abstrahuję już od tego, że to Holendrzy byli pierwszymi osadnikami i raczej bardziej pasowałaby nazwa ulicy Amsterdamskiej, którą powinna przemknąć parada równości...
Być może nostalgia za dawną Saską Kępą, która zawsze była dzielnicą elit artystycznych, wiąże się z wyobrażeniem Francji jako centrum kulturalnego. Zapewne duchy filozofów z Saint Germain przeniosą się teraz na prawy brzeg Wisły i odkryją Agnieszkę Osiecką albo Jeremiego Przyborę i w "Sułtanie" zjedzą babeczkę lub sernik. Przecież nie ważne, czy się tu urodziło, czy mieszkało, ważne żeby poczuć ducha tego miejsca. I wydaje się, że Francuzi już go poczuli, bo Saska Kępa stała się także dla nich miejscem modnym i chętnie przenoszą się tu z całymi rodzinami.
Przy okazji chciałabym ostrzec Was wszystkich, którzy po święcie Saskiej Kępy wytworzyliście sobie idylliczny obraz Francji - możecie się rozczarować.
Zamiast Disneylandu ujrzycie kilka knajp wokół placu Pigalle, na którym nie ma i nie będzie kasztanów, albo malusieńkie Moulin Rouge, którego blask przyćmiewa neon Mc Donald'sa. Próba romantycznego spaceru wzdłuż Sekwany może zakończyć się niemiłym wrażeniem, że jesteście przy głównym ujściu miejskich ścieków. Nie mówiąc już o natrętnym towarzystwie miejscowych "clochardów". Nie liczcie też na to, że spotkacie w kawiarni nową Edith Piaf, albo nowego Ivesa Montanda. My też mamy w naszej oranżerii swoje Mandaryny i całą masę innych kiczowatych cytrusów.
Wracając jednak na koniec do święta Saskiej Kępy trzeba pamiętać o tym, że każdy sen się kiedyś kończy.
Pytanie na ile efemeryczna okaże się moda na ideały...
Podziękowania dla Skuter (Scooter)
|