Świat bez przebarwień
 
 
 
Strona główna Info / Praca Archiwum Konkursy Kontakt
 


 RAZEM POLECA
 
 
 
  Zaprzyjaźnione strony

  www.jogaklub.pl
  www.yhm.pl
  www.jurek.pl
  www.insignis.pl
  www.proszynski.pl
  www.wrozka.com.pl
  www.nienasyceni.com
  www.monolith.pl
  www.bzwbk.pl
  www.mag.com.pl
  www.emimusic.pl
  www.veet.pl
  www.wab.com.pl
  www.nivea.pl
  www.dior.com
  www.semi-line.com.pl
  www.universalmusic.pl
  www.swiatksiazki.pl
  www.matis.pl
  www.kinoswiat.pl
  www.schering.pl
  www.braun.com/pl
  www.calvinklein.com
  www.givenchy.com
  www.francoferuzzi.com
  www.samsung.com/pl
  www.traffic-club.pl
  www.microsoft.com
  www.nvidia.pl
  www.gram.pl
  www.4fun.tv
  www.premierimage.pl
  www.manta.com.pl
  www.traffic-club.pl
  www.agencjadramatu.pl

  

  

  

  

  



 


   
RAZEM NR 20/2007
KINOMANIAK


Artur Pietras


Witam Was bardzo gorąco kochani kinomaniacy!
Zaczynamy od festiwalu filmowego w Cannes, który z w tym roku z racji jego jubileuszu odwiedziłem. Jak można określić ten najbardziej prestiżowy na świecie festiwal? - ... to taka mocno wyperfumowana, ubrana w najnowszą wydekoltowaną kreację od Diora sześćdziesięciolatka, która uwielbia kamery, flesze i aplauz tłumu... Ale jeśli już "nasza" 60-tka przebrnie przez czerwony dywan, to potrafi zadziwić swoimi poglądami na świat i człowieka. Odważnie poszukuje w jego psychice, szuka sytuacji konfliktowych, ekstremalnych... Tak w skrócie mogę scharakteryzować Wam 60 festiwal w Cannes. Z jednej strony szyk, pompa i blichtr, z drugiej mocne i mądre kino, kino poszukujące i prowokujące.

Dlaczego opowiadam o Cannes? Tak naprawdę wszystko przez Złotą Palmę - główną nagrodę na tym festiwalu. W tym jubileuszowym roku typowania były bardzo różne. Dziennikarze przy kawie i winie obgadywali kolejnych faworytów: nowy film barci Coen "No country for old men", "Skafander i motyl" Juliana Schnabla z niezwykłymi zdjęciami Janusza Kamińskiego, opowieść Sokurowa o wojnie w Czeczenii "Aleksandra" albo mocny "Zodiac" Davida Finchera, twórcy pamiętnego "Siedem".
ALE... ale jury festiwalu jednogłośnie wybrało zupełnie inny film, film naprawdę znakomity, mocny i poruszający...
Jednak mimo wszystko, do końca festiwalowi goście i dziennikarze nie za bardzo wierzyli, że wielkie i snobistyczne Cannes w swoje 60-te urodziny wybierze bardzo skromne, wręcz ascetyczne kino z Rumunii! Film, który z wielkimi produkcjami, pieniędzmi i gwiazdami ma tyle wspólnego, co np. kolejna mega niezależna produkcja gdzieś spod Białegostoku. A jednak... Jury potrafiło unieść to brzemię odpowiedzialności i nagrodziło film "Cztery miesiące, trzy tygodnie i dwa dni" rumuńskiego reżysera Cristiana Mungiu.
O samym filmie powiem Wam raczej w skrócie. Akcja dzieje się pod koniec okresu "świetności i dobrobytu", czyli w ostatnich latach komunizmu w Rumunii. W jakimś brzydkim, smutno-szarym miasteczku żyje bohaterka filmu, Gabita. Dramat zaczyna się w chwili, gdy dowiaduje się, że jest w ciąży. Całkowicie niechcianej i przerażającej... Co zrobić? Ze wszystkich stron może oczekiwać tylko odrzucenia, pogardy, w najlepszym przypadku niezrozumienia i samotności... Decyzja jest jedna. Aborcja...
Więcej nie będę Wam opowiadał, film został zakupiony i trafi na nasze ekrany prędzej czy później. Ale teraz coś, co mnie skłoniło do poruszenia tematu Cannes i tegorocznej nagrody dla Rumunów.
Kilka lat wcześniej, na zajęciach w szkole filmowej pojawił się nasz wykładowca, świetny i nagradzany na międzynarodowych festiwalach reżyser. Zdenerwowany, skomentował artykuł, w którym polskim filmowcom dostało się za to, że przez tyle lat nie potrafili rozliczyć się z komunizmem i PRL-em. Za to, że na całym świecie święcił triumfy niemiecki film "Good Bye Lenin". Za to, że taki film "mógłby przecież powstać bez problemów w Polsce!" W artykule padł zarzut, że nikt nie napisał takiego scenariusza! Nasz wykładowca - scenarzysta wściekły, opowiedział, jak potraktowano scenariusze jego i jego kolegów, dotyczące komuny i PRL-u: " wszystko wylądowało w koszu, bo przecież "NIKT NIE CHCE DAĆ NA TO GROSZA, BO PO CO"!



"Zodiac",reż. David Fincher, na zdjęciu Robert Downey Jr. i Jake Gyllenhaal
Foto: © 2007 Warner Bros.Entertainment Inc.



Od tego czasu lat parę minęło... W 2006 roku najlepszym filmem Europy została niemiecka opowieść o agentach STASI i komunizmie, film "Życie na podsłuchu", potem ten film dostał Oskara! Teraz jeden z najważniejszych festiwali na świecie, Cannes przyznaje główną nagrodę filmowi o latach komunizmu w Rumunii. A więc cały świat z chęcią chce zobaczyć i usłyszeć o tamtych ponurych czasach...
A nasi będący na festiwalu producenci, dziennikarze i decydenci nadal narzekają, że TAKI FILM mógłby powstać w Polsce... Że nie ma takich scenariuszy... Tylko że nic z tego nie wynika, już od lat... Ciągle tylko mówimy, że możemy... I dlatego mam po tegorocznym Cannes moralnego kaca, bo znowu ktoś inny pokazał nam, że najważniejszy jest pomysł i "głębokość" spojrzenia, a nie wielki budżet i aktorskie gwiazdy...

Po tej smutnawej refleksji zapraszam Was na spotkanie z pewnym... seryjnym mordercą, którego poznałem właśnie w Cannes. Zresztą motyw zabójcy zaistniał w prawie wszystkich filmach made in USA, które brały udział w konkursie : "Death Proof", "No country for old men", "Paranoid park" ( ale tu reż. Gus van Sant poruszył zupełnie inny kontekst) oraz w filmie "Zodiac". I właśnie ten film, w reżyserii Davida Finchera jako pierwszy trafił z konkursu w Cannes na polskie ekrany.

Pamiętacie "Siedem" albo parę lat później "Podziemny krąg"? To właśnie reżyser Fincher omotał nas mrocznym klimatem, okrutnymi zbrodniami i niezwykłą łamigłówką. I właśnie "ten" Fincher powraca. Powraca w kolejnej opowieści o seryjnym mordercy. Do pewnej gazety przychodzi anonimowy list, opisujący przerażająco dokładnie kilka zbrodni, o których nikt nie słyszał...albo o które nikt nie spytał... Autor listu chce znaleźć się ze swoją zagadką na pierwszej stronie gazety. Jego szyfr ma podać jego nazwisko, miejsce zamieszkania... Makabryczny żart, drwina czy faktyczna zagadka? Za tropem rusza dwóch dziennikarzy i policja.



"Cztery miesiące, trzy tygodnie i dwa dni", reż. Cristian Mungiu, na zdjęciu Laura Vasiliu i reżyser

Reżyser bardzo precyzyjnie stopniuje napięcie, powoli pozwala widzowi wejść w świat tych, którzy chcą dopaść mordercę. Widzimy, jak miotają się przy kolejnych próbach złamania szyfru, obserwujemy, jak pragnienie schwytania mordercy o pseudonimie ZODIAC staje się ich głównym celem, a potem obsesją, graniczącą z chorobą... Szalona gra z mordercą i jego szyframi powoli "zabija" naszych bohaterów, a to wszystko reżyser przeplata kolejnymi "odsłonami" Zodiaca. Nie poznajemy jego twarzy, wyglądu... oglądamy tylko, albo aż, kolejne niezwykle okrutne morderstwa...Ale nie ma tu epatowania krwią i horrorem, te sceny są tak... tak zwyczajne, proste, dosłowne... I to chyba powoduje, że te zabójstwa są tak przerażające i tak niezrozumiałe. Brak motywów, chyba, że ktoś uzna za motyw słowa Zodiaca z jednego z jego listów: "chcę polować na najniebezpieczniejszą ze zwierzyn, na człowieka..." .

Ponad trzydzieści lat śledztwa, poszukiwań i błądzenia, kilkadziesiąt lat strachu i terroru, lata, które doprowadziły kilku niezwykłych ludzi na skraj przepaści. Obłęd, obsesja, chęć odkrycia prawdy? Fincher ukazuje historię nie dając nadziei. Dlaczego? Tym razem nie był to zabieg scenariuszowy, po prostu taką historię napisało życie.
TU WSZYSCY CI, KTÓRZY CHCĽ IŚĆ DO KINA, POWINNI PRZERWAĆ CZYTANIE!

Seryjny morderca o pseudonimie Zodiac zabijał przez dziesięciolecia w okolicach San Francisco. Nigdy nie został złapany. Jego szyfry i kody do dziś w większości przypadków stanowią zagadkę. Nadal nie wiadomo, kim był Zodiak, jak wiele ofiar uśmiercił...

Fincher po miesiącach, latach studiów i przygotowań stworzył niezwykle sugestywny obraz, który swoim wydźwiękiem poraża, powoduje, że po kinie poczułem się niepewnie. Ten brak motywów i całkowita przypadkowość... Rzadko który film nie daje odpowiedzi, "Zodiac" pobudza tylko wątpliwości i pytania...
Świetnie poprowadzeni aktorzy, dbałość o detale przy pokazaniu kilkudziesięciu lat śledztwa i ta obsesja... Coś, co potrafi zmusić do największego wysiłku, ale potrafi też zniszczyć... Sam reżyser opowiada, że chciał obalić kilka mitów, które narosły wokół Zodiaca... ale jeśli mam być szczery, to mam wrażenie, że tym filmem Fincher stworzył wręcz legendę nieuchwytnego mordercy, który zadrwił z całego aparatu prawa i władzy.
Mam tylko nadzieję, że nie stanie się nową inspiracją...


"Cztery miesiące, trzy tygodnie i dwa dni", reż. Cristian Mungiu, na zdjęciu Laura Vasiliu








                                                                  





 
 
©2006 WYDAWNICTWO HOLYGRAM