Świat bez przebarwień
 
 
 
Strona główna Info / Praca Archiwum Konkursy Kontakt
 


 RAZEM POLECA
 
 
 
  Zaprzyjaźnione strony

  www.jogaklub.pl
  www.yhm.pl
  www.jurek.pl
  www.insignis.pl
  www.proszynski.pl
  www.wrozka.com.pl
  www.nienasyceni.com
  www.monolith.pl
  www.bzwbk.pl
  www.mag.com.pl
  www.emimusic.pl
  www.veet.pl
  www.wab.com.pl
  www.nivea.pl
  www.dior.com
  www.semi-line.com.pl
  www.universalmusic.pl
  www.swiatksiazki.pl
  www.matis.pl
  www.kinoswiat.pl
  www.schering.pl
  www.braun.com/pl
  www.calvinklein.com
  www.givenchy.com
  www.francoferuzzi.com
  www.samsung.com/pl
  www.traffic-club.pl
  www.microsoft.com
  www.nvidia.pl
  www.gram.pl
  www.4fun.tv
  www.premierimage.pl
  www.manta.com.pl
  www.traffic-club.pl
  www.agencjadramatu.pl

  

  

  

  

  



 


   

LENIUCH.BLOX.PL
LENIUCH.BLOX.PL
telepraca, czyli samotny biały żagiel

Inżynier Leniuch102 od lat trwa na wysuniętym posterunku serwisowym w podwrocławskiej wiosce. Zleceń niewiele, biuro po drodze z sypialni do kuchni... Tak, to drugie oblicze polskiej transformacji - przedstawiciel klasy profesjonalistów-nierobów. Łaska korporacji na pstrym koniu siedzi i jakiś czas temu Leniucha102 zredukowali i samozatrudnili. Odtąd, obok kapryśnie spływających zleceń z dawnej firmy, Leniuch ima się różnych fuch, a w wolnych chwilach obserwuje wzrost syna i pokrzyw wokół ich chaty na bagnach.



TELEPRACA
Cień Frankensteina

   Szarozielony, podziargany kolo ścigający chwiejnym krokiem swojego twórcę nie nazywał się bynajmniej Frankenstein. Nazwisko to nosił właśnie ów naukowiec, który poskładał do kupy bezimienne monstrum i ożywił je dawką wysokiego napięcia. Jak mawiają: odkrycie zaczęło żyć własnym życiem. Zadziwiające, jak dobrze horrory klasy Ziet oddają stosunki w mojej firemce. Czas jakiś temu Dyrektor na podobieństwo dr Frankensteina podźwignął na wyżyny menedżmentu jednego z naszych kolegów - wzmiankowanego tu Bestię. Ostatnią szykaną Bestii wobec mnie było pozbawienie wolności ze szczególnym udręczeniem, czyli relokacja do centrali. Siedzę sobie zatem w fotelu Bestii, który w tym czasie na szkoleniu na drugim końcu Europy skręca się z bezsilności, bo wie, że nie ma teraz kontroli nawet nad własnym biurkiem, nie mówiąc o reszcie firemki. W skrzynkach kolegów co chwila lądują nerwowe maile, przypominające, przestrzegające, nakazujące i rozliczeniowe. W końcu życzy sobie przefaksowania jakiegoś świcha z szafki, do której kluczyk znajduje się w szufladzie tajnego biurka, do której kluczyk spoczywa w kamizelce Dyrektora. Ściągam więc Dyrektora i komisyjnie wędrujemy po szufladach, w duchu licząc na odkrycie czerwonych stringów czy czegoś w tym guście. Znajdujemy niestety tylko segregatory z papierzyskami - jedyną namiętność tego socjopaty. Na odchodnym Dyrektor mówi - tylko powkładaj z powrotem po kolei, bo jak Stefan wróci to mi głowę urwie. Z pracy mnie wyrzuci, normalnie, wszystkich nas powyrzuca.


Głowa mała.

Czasem słońce, czasem deszcz, czasem cegła na głowę. Przeciętny europejski zjadacz konserwantów po bliższym zetknięciu z cegłą goni na ostry dyżur, zakłada trzy szwy i git. Nieoświecony Afrykańczyk w podobnej sytuacji zaczyna główkować: kto rzucił urok i za co? Biały puka się w głowę: durny Murzyn ! Murzyn puka się jeszcze mocniej: głupi Biały. Wiadomo, że spadaniem cegieł kieruje rachunek prawdopodobieństwa i prawo wielkich liczb. Spadła, bo widać musiała, ale czemu właśnie na mnie? Dalekie echo takich rozterek odzywa się czasem w niektórych inteligentnych emocjonalnie Europejkach. Znów mi się tips ułamał, myśli sobie, ożesz k..., za co? Mnie - kruchej blondynce żyjącej powietrzem i dobrymi uczynkami ?! Taak ? Pozwól lalka, że naświetlę. Dwa dni temu, skrzyżowanie Ślężnej i Lipowej, stałaś na lewym pasie, nieprawdaż? W ostatniej chwili wrzuciłaś lewy kierunkowskaz i zablokowałaś cały pas, który jak niczego bardziej w życiu pragnął jechać prosto, by wyrwać się z tego megakorka na autostradę. Gdybyś spojrzała w oczy kierowcy błękitnej oktawki za Tobą, ujrzałabyś w nich świeżo wykopany własny grób. Ale to nic, tirowiec za nim miał taką koncepcję, że wachmistrz Luśnia ze swoim zastruganym palem to zwykły pieszczoch. To te złe wibracje wysłane w twoim kierunku WYGASIŁY się nawzajem i skończyło się na głupim tipsie. Ale bywa, że się wzmacniają.


"Pożar w burdelu"

Tymi słowy zwykł opisywać tryb realizacji projektów w naszej firemce jej Dyrektor. Ów młody i błyskotliwy człowiek również współpracę ze mną postanowił zakończyć w tym samym niepodrabialnym stylu. Oto kalendarium akcji pt.: "Zwalnianie Leniucha". Niedziela: Wracam ze szkolenia za dziesiątki kzł. Wtorek: Kurier przynosi mi nową umowę (stara wygasła) na czas nieokreślony. Czwartek: Dostaję zaproszenie po odbiór wypowiedzenia. Nasuwa się w związku z tym pytanie o zdrowie psychiczne Zarządu, przy założeniu oczywiście, że w środę nie zgwałciłem sekretarki Prezesa. Otóż nie: akcja ta dowodzi - przyznaję to z niechęcią - ozdrowienia. Ktoś musiał wytknąć szefostwu, że utrzymywanie gdzieś hen, na Śląsku, do tego Dolnym, kolesia z kontraktem mojej wysokości jest grubo nieracjonalne. Zwłaszcza, że ostatnie dwa lata częstotliwość zgłoszeń na moim prapiastowskim przyczółku oscylowała wokół 1,5 (słownie: półtora) zgłoszenia serwisowego na miesiąc. Innymi słowy: padłem ofiarą sukcesów swoich i chlebodawcy (produkował zbyt niezawodny sprzęt). Skonstatowawszy powyższe udaję się do kuchni żeby je uczcić.


Przebranżawiam się

Pierwszym odruchem bezrobotnego, choćby tylko 60-procentowego jest szukanie roboty. Naturalną tę skłonność z premedytacją stłumiłem w zarodku. Po pierwsze nie ma najmniejszego sensu zakopywanie się w jakimś zatęchłym biurze w środku wiosny. Kolejne argumenty przeciw nie są już chyba potrzebne. Dla uspokojenia sumienia wykonałem jednak parę fuch. Do pierwszej musiałem sobie przypomnieć wszystko, co wiem o linuksie - 3 nieprzespane noce, przed drugą w warunkach domowych zrobiłem krytyczną aktualizację systemu - weekend w plecy, z okazji trzeciej zakopałem się na tydzień w podręcznikach od poczty elektronicznej. Na koniec zainstalowałem sobie strzelankę i postanowiłem, że na razie będzie ona moją jedyną formą kontaktu z klawiaturą. Komputer jako narzędzie pracy po prostu mi się już przejadł. Coś robić jednak trzeba, zwłaszcza, że Korporacja jakoś skąpi zleceń (dobrze, że chociaż przelewa). Rozwiązanie znalazł Misiek. Od pewnego czasu przynosił do ogródka a to but, zerwany dziecku sąsiadów z nogi, a to motyczkę wyszarpniętą sąsiadce w trakcie prac polowych - słowem dojrzewał do izolacji lub uśpienia. Byłem za tym drugim, ale stanęło na pierwszym. Nasz nadworny architekt, dla znajomych - Józef obszedł dookoła ogródek i za 60 metrowy odcinek siatki piwnym barytonem zaśpiewał dwa tysie. Orzeszku - pomyślałem - jak przeliczyć trud moich szarych na złote na godzinę - to już wolę tę siatkę sam sobie zamontować. I rzeczywiście - wykonanie ogrodzenia okazało się bardziej popłatne od sztuk łamanych na powierzonym sprzęcie komputerowym. Który to paradoks sobie i znajomym z branży pod rozwagę, jak również tegorocznym maturzystom dedykuję.


Z BAGIEN

Zaburzenia poczucia tożsamości dwulatków - obserwacje terenowe
Wracam z pracy do domu, a tam Leniuchowa dręczy Piotrusia:
-Kto ty jesteś?
-Pojak mały
-Jaki znak twój?
-Oszszszeł baały
Lewa brew podjeżdża mi pod zakola ze zdziwienia, aż przypominam sobie o planowanej wizycie dziadków.
Przy kolacji Piotruś zdradza już objawy przetrenowania. Na pytanie o tożsamość odpowiada:
- Małysz, ha ha ha, Małysz!
A w końcu, po kąpieli dochodzimy do takiego stanu:
- Kto ty jesteś?
- Endżi - bendżi
- Jaki znak twój?
- yyyyy... Ptak! Taki duży! Piiii - piii - piii!


Smak ciszy

Cisza to dobra rzecz, zwłaszcza po upierdliwych jękach w rodzaju: "Tataaa, włącz Szreka!".
Nic za darmo jednak na tym łez padole. Taka cisza w wykonaniu dziecka zwiastuje zwykle:
- ekran laptopa umazany wodoodpornym markerem
- 20 zł drobnymi pracowicie upchnięte w odtwarzaczu samochodowym
- objedzony do połowy krzak zielonych porzeczek.





                                                                  





 
 
©2006 WYDAWNICTWO HOLYGRAM