peep.blog.pl
|
PEEP
Przemysław Pilarski (znany też jako Pip) przebywa pod adresem peep.blog.pl już od ponad dwóch lat. Kiedyś mieszkał w Krakowie, teraz mieszka w Warszawie, gdzie obraca się w wyjątkowo dobrym i dobranym towarzystwie. Pracuje w wydawnictwie. Pisuje. Miewa publikacje. Blog traktuje jako platformę codziennego kontaktu ze znajomymi (od weekendu do weekendu) i nieznajomymi (milcząca większość); jako miejsce wymiany poglądów, spostrzeżeń, kształtnych zdań, westchnień, narzekań. Kiedyś przeprowadzi się bardziej na papier. Ale jeszcze z tym zwleka.
DUŻY KISIEL
Jeśli ktokolwiek miał dotąd wątpliwości (a nawet ja miałem), to teraz nie powinien mieć: idzie ku jeszcze gorszemu. Codziennie nowe, coraz bardziej kosmiczne wiadomości z frontu walki o katolickie oblicze narodu (bo przecież nie społeczeństwa): tego nie wolno, tamtego, to obraża, tamto jest wybitnym grzechem. Władza coraz głębiej wpycha nam do gardeł swój śmierdzący knebel, coraz większa w niej potrzeba cwelenia. Rozdziobują nas kaczki, kruki. Nad wszystkim czuwa Bóg, Buczek.
I nie chodzi o to, że się boję, bo tak naprawdę jeszcze niewiele mi mogą, poza ewentualnym naskoczeniem. Chodzi o to, że odczuwam maksymalne wkurwienie, potęgowane przez bezsilność.
Czekam na zadymę.
2006-03-24
ŻYCIE JAKO UPOKORZENIE
Kiedyś, kiedy jeszcze mieszkałem w Krakowie, miałem chłopaka, proszę sobie wyobrazić, z Rzeszowa. Widywaliśmy się najczęściej w ten sposób, że przyjeżdżał do mnie do akademika. Nie zawsze jednak układało nam się dobrze, czasem trzeba było się przepraszać, czasem trzeba było w pociąg do Rzeszowa wsiąść, pojechać. Co się stało też pewnego razu, wydarzyło. Zimą, może nawet w lutym. Może właśnie mija okrągła rocznica tamtego mojego wyjazdu? Nie wiem, już nie pamiętam, w którym to się działo roku.
Spotkaliśmy się, załóżmy, na peronie, ja już od pierwszych chwil nieobrażony, wiadomo: wszystko będzie odtąd jak najlepiej. Poszliśmy do kawiarni czy też restauracji w podziemiach tamtejszego teatru. W kawiarni czy też restauracji dotykaliśmy się dyskretnie pod stołem, trzymaliśmy się za ręce, kiedy nikt nie patrzył. Po wyjściu stamtąd, przed wejściem, pocałowałem go, to była sekunda. Pierwszą jego reakcją było przerażenie, że ktoś mógł "to" zobaczyć. Potem długo wspominał ten mój pocałunek jako jedną z najprzyjemniejszych chwil, jakie mu się przytrafiły w życiu. Chcieliśmy jeszcze dokądś pójść, ale żadna rzeszowska ciota nie dysponowała lokalem dla nas. Musiałem wracać do Krakowa - i wróciłem, szczęśliwy; wtedy chyba jeszcze nie do końca uświadamiając sobie absurdalność i opresyjność życia w tym kurewskim kraju.
Byłem wczoraj na "Brokeback Mountain". Przypomniała mi się ta historia. Postanowiłem ją opisać, ale więcej sentymentalizmu tu nie będzie, obiecuję. To się nie powtórzy.
2006-02-23
TYLE MIAŁEM, TYLE MIAŁEM, TYLE MI UMARŁO
W Trąba Trąba stoję (ledwo) w dłużącej się kolejce do kibla. Nagle wpycha się przede mnie grubodupna panna; akurat w tym momencie, kiedy otwierają się drzwi i można wchodzić.
Więc ja z nią do środka (przecież bić się nie będę) i od razu do dzieła.
- Ale wyjdziesz, kiedy skończysz? - pyta sucz.
- Jasne! - odkrzykuję poprzez złoty szelest. Nie było innej opcji.
Potem Agata podwiozła mnie taksówką do centrum. Martwi się o mnie, bo kocham się z chłopcami z internetu.
2005-12-18
TEN TEGO
Ten jeden raz będę miły: wszystkiego dobrego na święta. O szesnastej mam pekaes i spierdalam stąd na wiochę. Wracam w środę.
Mój prezent dla was jest taki: w poniedziałek o piętnastej Kazia Szczuka wystąpi w "Szansie na sukces" (TVP2). (W jury Krzysztof Anktowiak - helou!)
2005-12-22
PAN PIPOTEKA
Większość moich romansów kończy się tym samym: "I oddaj mi moje książki".
2005-10-05
CZY WIESZ, ŻE...
Do Warszawy przyjeżdżają pekaesami przyjezdni. Wysiadają z pekaesów, wyciągają z kieszeni małe rozkładane rowerki, a potem śmigają na nich po Marszałkowskiej, wyrywając w pędzie telefony odwiecznym warszawiakom.
2005-10-10
JEM SAŁATKĘ I SŁUCHAM
Wszedłem na ogłoszenia na Gejowie, bo lubię czasem poczytać, co ludzie tam wypisują, i znalazłem jedno ogłoszenie, w którym wiek i wymiary zgadzały się z tymi, jakie ma chłopak, z którym spotykałem się od dwóch tygodni. No i założyłem sobie nowe konto i odpisałem z tamtego konta na to ogłoszenie. No i przyszła odpowiedź i okazało się, że to on. Pomyślałem: Mam cię, gogusiu!
2005-10-20
ROMANTYZM I HISTORIA
To taka stara winda, a ja chcę jechać na górę. Nic, wsiadam. Zamykam drzwi z zewnątrz. Od wewnątrz także, takie składane i straszne. Naciskam guzik, jadę. A później koniec, otwieram: drzwi od wewnątrz, takie składane, drzwi z zewnątrz, dziwne i masywne. Wychodzę. I co widzę? Znowu jestem na parterze! To horror.
Czyli schodami na górę. Tak idąc, zauważam, że z tyłu też jest winda, w tym samym szybie, druga. Więc wszystko to pewnie jej wina. Drżała, dźwięczała, jechała, przestała - a wydawało mi się, że to ja. Pewnie coś w tej swojej za słabo nacisnąłem, źle domknąłem. No chyba że horror. Topor.
- Ma pan wspaniałą czapkę - powiedziała Maria Janion, kiedy wreszcie dotarłem na miejsce.
2006-02-09
ESESMANY RANO*
ebo: Mam nadzieję, że było przyjemnie.
pip: Było. Ale się skończyło - awanturą i zerwaniem kontaktów. Chciałbym dzisiaj umrzeć. Opowiem wszystko wieczorem, jak dożyję.
ebo: E tam! Niech spierdala!
pip: Tyle to ja wiem i on też już to wie ode mnie. Co nie zmienia faktu, że chciałbym umrzeć.
ebo: Umyję Ci balkon!
pip: No dobrze. Niech to będzie ostatni widok w moim życiu.
*Te od Ebo cytuję bez zgody, a te swoje z pamięci. Bo mój telefon mi nie zapisuje wysłanych, a ja nie wiem, jak zrobić, żeby zapisywał.
2005-04-06
NIEDZIELA
Lewą nogę mam owłosioną bardziej. Właśnie wyszedłem z wanny. Siedzę sobie na łóżku. Słucham głośno muzyki. Szlifuję świeżo poprzycinane paznokcie. Oglądam się. I widzę. Lewą bardziej. Przez tyle lat nikt tego nie zauważył.
Wstaję, poprawiam prześcieradło. Pod nim znajduję monetę. Pięćdziesiąt groszy; zaskoczka. Któryś zapłacił?
2006-02-09
|