Świat bez przebarwień
 
 
 
Strona główna Info / Praca Archiwum Konkursy Kontakt
 


 RAZEM POLECA
 
 
 
  Zaprzyjaźnione strony

  www.jogaklub.pl
  www.yhm.pl
  www.jurek.pl
  www.insignis.pl
  www.proszynski.pl
  www.wrozka.com.pl
  www.nienasyceni.com
  www.monolith.pl
  www.bzwbk.pl
  www.mag.com.pl
  www.emimusic.pl
  www.veet.pl
  www.wab.com.pl
  www.nivea.pl
  www.dior.com
  www.semi-line.com.pl
  www.universalmusic.pl
  www.swiatksiazki.pl
  www.matis.pl
  www.kinoswiat.pl
  www.schering.pl
  www.braun.com/pl
  www.calvinklein.com
  www.givenchy.com
  www.francoferuzzi.com
  www.samsung.com/pl
  www.traffic-club.pl
  www.microsoft.com
  www.nvidia.pl
  www.gram.pl
  www.4fun.tv
  www.premierimage.pl
  www.manta.com.pl
  www.traffic-club.pl
  www.agencjadramatu.pl

  

  

  

  

  



 


   

SEGRITTA.BLOX.PL
SEGRITTA.BLOX.PL
...na rurzowo

Nikt nie wie, kim naprawdę jest Segritta. Padały już różne podejrzenia: że jest starą, sfrustrowaną babą; że jest zakompleksioną nastolatką; że jest brzydka i faceta sobie znaleźć nie może; że jest facetem. Im gorsze te zarzuty, tym chętniej im Segritta przytakuje, bo nie ma sensu walczyć z żyjącą własnym życiem wyobraźnią czytelników. A Segritta lubi swoich czytelników, jacykolwiek by nie byli. Lubi zarówno tych, którzy wyznają jej platoniczną miłość - jak i tych, którzy obrzucają ją najgorszymi inwektywami. Wychodzi z założenia, że 75% bloga stanowią wypowiedzi jego czytelników, a wpisy są jedynie pretekstem, by komuś się język rozwiązał. W domu Segritta jest kobietą tradycyjną - wcale nie feministką, choć o takie antymęskie poglądy się ją często posądza. Nie lubi zgiełku, nie lubi tłumów, a najchętniej zaszyłaby się w jakiejś traperskiej chatce w Kanadzie północnej. Żyje w zgodzie ze swoim spasionym kotem - Mistrzem Reiki, który szybko zdobył sympatię czytelników bloga. Obłożona słownikami lubi rozwiązywać zagadki językowe i dbać o piękno języka polskiego.



ALTERNATYWA DLA SAMOBÓJCÓW

   Czasem marzę o tym, by mieć do dyspozycji jakieś alternatywne życie, w którym mogę robić, co chcę, bez ponoszenia konsekwencji swoich czynów. To trochę tak, jakby mieć możliwość save'owania życia, robienia jakiejś głupoty, i - jeśli nie wyjdzie mi na dobre - wczytywania ostatniego zapisu. Odruch robienia takiego save'a mam zwłaszcza w czasie, kiedy gram w jakąś fajną grę komputerową. Wychodzę na ulicę, wsiadam w auto i jakby odruchowo chcę wcisnąć Ctrl+S - w końcu nigdy nie wiadomo, czy nie zdarzy się jakiś wypadek. Save'y przydałyby się też przed rozmową z szefem, przed egzaminem czy wystąpieniem publicznym. Ile to razy miałam ochotę wejść do pokoju prezesa i powiedzieć mu, że jest głupim chujem, który nie potrafi przyznawać się do własnych błędów i wyładowuje na pracownikach swoje frustracje. Potem tylko "wczytaj ostatni zapis" i jakby nic się nie stało.
Między innymi dlatego nigdy nie zrozumiem samobójców. Człowiek, który chce skończyć swoje życie marnuje wspaniałą okazję na zrobienie czegoś, na co większość nigdy by się nie odważyła. Skoro jego życie dla niego samego nie przedstawia już żadnej wartości, to mógłby je zaryzykować na milion różnych sposobów, wliczając w to te, które przyniosą korzyść innym. Oto lista ryzykownych rzeczy, które chciałaby zrobić z takim "bezwartościowym" życiem:
- Posłużyć policji jako wtyczka w jakiejś niebezpiecznej organizacji przestępczej.
- Pojechać do krajów Trzeciego Świata i pomagać ludziom.
- Ratować ludzi z płonących budynków itp.
- Inwigilować sekty.
- Powiedzieć do lustra trzy razy "Candyman" (a może to było pięć razy?).
- Wystąpić u Drzyzgi i powiedzieć tym idiotom, co o nich myślę
- Włamać się nocą do domu Wiśniewskiego i zgolić mu łeb.
- Pobić rekord ilości alkoholu we krwi.
- Uciekać przed policją, która chce mnie zatrzymać za przekroczenie prędkości.
- Iść na seks-party.
- Uprawiać seks w kościele. Z księdzem.
- Zdradzić faceta z autobusem Arabów.
- Zamieszkać w Czarnobylu.
- Przejść się nocą po Krakowie, krzycząc - Wisła to chuuuuuuje!
- Przejść się nocą po Warszawie, krzycząc - Legia to pedaaaaaały!
Czekam na kolejne propozycje. :)


NIEDZIELNY DYLEMAT

   Zawsze, gdy robię sobie coś do jedzenia, staram się tak wszystko zorganizować, by móc pójść z gotowym żarciem przed telewizor i nie musieć martwić się o burdel w kuchni. Nie cierpię jeść, gdy wiem, że przede mną jeszcze chowanie produktów do lodówki, zmywanie blatu i zgarnianie naczyń do zlewu... Podobnie jest z robieniem sobie tostów z dżemem. W tosterze mam miejsce tylko na dwie kromki chleba. Dlatego, gdy robię sobie załóżmy 6 kanapek, muszę rozplanować to na 3 tury. W efekcie idę przed tv z talerzem, na którym dwie kanapki są cudownie gorące, dwie średnio gorące i dwie ledwo ciepłe. I tu zaczyna się mój dylemat. Czy zacząć jedzenie od tych cudownie gorących, które są najlepsze, ale na koniec być zmuszoną do zjedzenia chłodnej reszty kanapek...? A może zacząć od tych ciepłych kanapek, tak, by te gorętsze nie zdążyły zupełnie wystygnąć, gdy się za nie zabiorę...?
No do kruwy maciory... nie wiem.


DLACZEGO KOBIETY PUSZCZALSKIE SĽ LEPSZE?

   Nie ukrywam, że niezwykle urocze są te buntownicze komentarze pod wpisem o puszczalskich kobietach i z wielką przyjemnością je czytam. Niemniej chyba czas uświadomić wszystkie zapyziałe matrony, dlaczego to kobiety nazywane przez nie puszczalskimi są po prostu wyższą klasą kobiet. Zacznijmy od statystyk.
5% kobiet to kobiety "puszczalskie".
5% kobiet to kobiety, które akceptują powyższą grupę.
90% kobiet to zapyziałe matrony, które zżera zazdrość.
A teraz trochę faktów.
Jakie warunki musi spełniać kobieta, by być przez matrony nazwana puszczalską?
- duży seksapil.
- duże powodzenie u mężczyzn.
- pragnienie skupiania na sobie uwagi mężczyzn.
- umiejętność flirtowania.
   Tak naprawdę nie potrzeba matronom żadnych dowodów na faktyczną puszczalskość kobiety, by tak ją nazwać. W większości przypadków za dziwki uchodzą kobiety, których matrony nie znają, a już z pewnością nie były świadkami ich łóżkowych eskapad. Ilość kochanków ocenia się po pewnych utartych stereotypach, takich jak wyzywający sposób ubierania się, mówienia czy poruszania. Prawda jest taka, że kobieta obdarzona dużym seksapilem i mająca powodzenie u facetów nie będzie brała do łóżka byle kogo (np. Twojego męża). Ona może przebierać. A w związku z tym weźmie sobie przystojnego i bogatego ogiera, który ma na tyle oleju w głowie, by nie związywać się węzłem małżeńskim z jakąś durną babą.
   Doświadczenie mnie nauczyło, że kobietami, które najczęściej dają dupy, są kobiety ciche, niepozorne i brzydkie. One rozkraczają się na "masz ładne oczy" i są gotowe bzykać się bez zabezpieczenia, byle tylko udowodnić sobie, że ktoś je jeszcze chce. Kobiety flirtujące mają wyższe wymagania. Biorą komplementy od każdego, ale dupy dają tylko wybranym. To tak jak z syndromem robotnika na budowie. Każda kobieta lubi, gdy robotnik zagwiżdże na jej widok. Kręcenie tyłkiem pod placem budowy nie oznacza, że dajemy robotnikowi do tego tyłka dostęp.
   Chęć skupiania na sobie uwagi mężczyzn jest dla matron dowodem na brak mózgu, podczas gdy taką chęć ma praktycznie każda kobieta - po prostu nie każda umie to marzenie zrealizować. Tłumaczenia, że "można powodzenie zdobywać pięknym wnętrzem i bogatą wiedzą" są po prostu żałosne. To tak, jakby używać widelca do jedzenia zupy.
   Okazywanie nienawiści wobec kobiet, które przyciągają uwagę Waszych mężów jest dowodem słabości i głupoty - a przy tym stanowi chyba największy komplement dla tych kobiet. Tym sposobem oznajmiacie światu, że jesteście nieatrakcyjnymi raszplami, które boją się o utratę partnera - partnera, którego same sobie wybrałyście.


GŁOS W SPRAWIE KOMARÓW

Żyjemy w czasach prześladowań komarów. Przeciętny człowiek ma w dupie Buddę czy Franciszka z Asyżu i tak jak lubi pieski i kotki - tak nienawidzi komarów. Jest to uczucie w pełni nieuzasadnione i niezwykle krzywdzące dla tych biednych, niewinnych istot bożych. Zabiłeś kiedyś komara? Szczycisz się tym? A pomyśl, jak się czuje jego rodzina. Może teraz zastanawia się, gdzie się tak długo podziewa ich Stefan, Czarek lub Kinga... Może żałują, że nie powiedzieli mu "kocham cię" przy ostatnim spotkaniu. Może ten komar miał marzenia. Może był młodym, ambitnym komarem, który chciał zdobyć kosmos. Może wczoraj rzuciła go dziewczyna i chciał zacząć nowe życie... A może po prostu był spragniony ciepła i współczucia. Przyleciał do Ciebie. To Ciebie wybrał spośród setek ludzi. To do Ciebie chciał się przytulić i obalić krążący wśród komarów mit, że ludzie nie mają serca. Pokładał w Tobie tyle nadziei, a Ty go zamordowałeś. Może to on ostatniej nocy chciał Cię ukołysać do snu swoją ulubioną kołysanką "Bzzzz", którą śpiewała mu matka...? Może to on zabrał cząstkę krwi Miłości Twojego Życia, by symbolicznie połączyć ją z Twoją krwią...? Uczcijmy jego pamięć minutą ciszy.


WULGARYZMY

   Wulgaryzmy są chyba największą ofiarą ludzkiej hipokryzji. Jeśli ich używasz, prawdopodobnie nie raz spotkałeś się z dezaprobatą w oczach innych. Istnieje przekonanie, że posługiwanie się pewnymi wyrazami jest oznaką złego wychowania lub braku kultury. W szkole nie można powiedzieć "pierdolę", w obecności kobiety nie można powiedzieć "kurwa", a w gazecie nie można napisać "chuj". Jeśli jesteś jedną z osób, które krzywią się na dźwięk wulgaryzmu, to jesteś dla mnie równie żenujący jak kibic, który "kurwi" co drugie słowo.
   Dlaczego? Dlatego, że wulgaryzmy są jedynie słowami. Są częścią kodu językowego, który pełni ważną w nim funkcję. Jego zadaniem jest wyrażenie ekstremalnych emocji. A wyrażanie emocji jest jednym z podstawowych celów języka. Jeśli jesteś smutny, mówisz, że jesteś smutny. Jeśli jesteś szczęśliwy, mówisz, że jesteś szczęśliwy. Jeśli jesteś wkurzony, mówisz "kurwa!". Zabranianie używania wulgaryzmu jest więc niczym mniej jak zabranianiem odczuwania skrajnych emocji. To jak tworzenie tabu z tematu seksu. Wszyscy go uprawiają, wszyscy o nim wiedzą, ale nie wolno o nim wprost mówić.
   Nie ma niczego złego w słowie "kurwa". To zwykły rzeczownik, dwusylabowy, rodzaju żeńskiego. Ten rzeczownik nie sprawia, że komuś dzieje się krzywda. Ten rzeczownik nie posiada znaczenia, które byłoby dla człowieka szkodliwe - w końcu oznacza po prostu prostytutkę. Słowa "kurwa" nie można użyć tylko dlatego, że wyraża ono emocje. Nie muszą to być zresztą emocje negatywne. Ile to razy mówi się "kurwa!" w reakcji na coś wspaniałego i sprawiającego radość? Największą hipokryzją jest jednak fakt, że używanie eufemizmów w języku jest już OK i w nikim obrzydzenia nie budzi. Można swobodnie posłużyć się takimi słowami jak "kurna", "kurka wodna", "kurtka" (eufemizmy "kurwy"), "ja pitolę", "ja pierdzielę" (eufemizmy "ja pierdolę") czy "cztery litery" (eufemizm "dupy"). Ludziom, którzy posługują się takimi wyrazami najwyraźniej robi dużą różnicę, że w pewnym miejscu pozamieniają głoski. Tak jakby seks analny nie był juz seksem.
   Tym, co mnie razi w wulgaryzmach nie jest to, że są używane, ale to, że są używane błędnie. Bo "kurwa", jako wulgaryzm, ma wyrażać taki stan emocjonalny, który jest wyjątkowy i nie zdarza się często. Tylko dzięki temu sporadycznemu użyciu wulgaryzm ma prawdziwą siłę, a więc spełnia swoją funkcję. Używanie wulgaryzmów co drugie słowo nie jest więc oznaką braku kultury, ale oznaką ignorancji językowej. Jeśli jakiś dresiarz mówi "Byłem kurwa na przystanku kurwa i się kurwa rozpierdoliłem o pierdolony słupek bo byłem kurwa najebany jak chuj", to robi zwykły błąd. Ten błąd powoduje, że:

- wulgaryzmy tracą swoją moc i przestają skupiać uwagę słuchacza.
- dresiarz już nie ma narzędzia do wyrażenia skrajnych emocji, bo wykorzystał je do opisania emocji przeciętnych.
- Wypowiedź staje się mało ekonomiczna (to, co mógł wyrazić w jedenastu słowach, wyraził w osiemnastu).
- Sens wypowiedzi staje się mniej jasny poprzez użycie rzeczownika w nie pasującym mu składniowo miejscu w zdaniu.
- Całe zdanie wprowadza odbiorcę w masę błędów logicznych: czy jest przystanek o nazwie "Kurwa"? Kto pierdolił słupek? Czy chuj może być najebany?

   Nie powinno się używać wulgaryzmów w języku oficjalnym, a więc w mediach czy w wypowiedziach politycznych lub naukowych. To zrozumiałe, bo ujawnianie skrajnych emocji godzi w kompetencję nadawcy tekstu. Co to za dziennikarz, który jest wkurwiony tematem, o którym pisze...? Co to za naukowiec, który nie potrafi zdystansować się do problemu badawczego? Co to za polityk, który ulega emocjom na forum publicznym?
   Nie ma jednak nic złego w używaniu wulgaryzmów w języku nieoficjalnym. Przecież każdy z nas przeżywa chwile uniesienia i dużego zdenerwowania. Nie wyrażanie tych emocji nie sprawi, że one znikną. To tak samo naturalne jak to, że ściągasz pornole i masturbujesz się przy nich każdego wieczora. Wszyscy o tym wiedzą, ale na pytanie "co tam oglądałeś?" odpowiadasz eufemizmem "Gumisie, mamo"




                                                                  





 
 
©2006 WYDAWNICTWO HOLYGRAM