Świat bez przebarwień
 
 
 
Strona główna Info / Praca Archiwum Konkursy Kontakt
 


 RAZEM POLECA
 
 
 
  Zaprzyjaźnione strony

  www.jogaklub.pl
  www.yhm.pl
  www.jurek.pl
  www.insignis.pl
  www.proszynski.pl
  www.wrozka.com.pl
  www.nienasyceni.com
  www.monolith.pl
  www.bzwbk.pl
  www.mag.com.pl
  www.emimusic.pl
  www.veet.pl
  www.wab.com.pl
  www.nivea.pl
  www.dior.com
  www.semi-line.com.pl
  www.universalmusic.pl
  www.swiatksiazki.pl
  www.matis.pl
  www.kinoswiat.pl
  www.schering.pl
  www.braun.com/pl
  www.calvinklein.com
  www.givenchy.com
  www.francoferuzzi.com
  www.samsung.com/pl
  www.traffic-club.pl
  www.microsoft.com
  www.nvidia.pl
  www.gram.pl
  www.4fun.tv
  www.premierimage.pl
  www.manta.com.pl
  www.traffic-club.pl
  www.agencjadramatu.pl



 


Wywiad Razem: CELEM JEST OLIMPIADA
Wywiad Razem:
GDYBY POGŁASKAŁA MNIE MARYLIN MONROE


Radek Knapp


Urodził się w Warszawie. W wieku 12 lat wyjechał do Wiednia, gdzie mieszka do dziś. Studiował filozofię. Jest autorem książek "Franio", "Lekcje Pana Kuki" i "Papierowy tygrys". Pisze w dwóch językach - niemieckim i polskim. Za "Frania" otrzymał nagrodę "Aspekte" stacji telewizyjnej ZDF za najlepszą książkę niemieckojęzyczną, za "Lekcje Pana Kuki" w 2000 roku nagrodę fundacji Boscha

Agata Wiśniewska: Pisanie jest sztuką, za którą umiera się z głodu - ostrzegał cię Lem. Jednak się nie przestraszyłeś i piszesz. Dlaczego?

Radek Knapp: Na początku klepałem biedę jak najdelikatniej się dało. Czyli zasuwałem fizycznie tu i tam. Pewnego dnia kolega w Wiedniu zaprowadził mnie do znajomych i drzwi otwiera nam sam Lem. Potem rok się u Lemów żywiłem, zanim wypowiedziałem magiczne slowa: "ja też piszę". Lem pobladł i zaczął mnie ostrzegać, że pisanie to brotlose Kunst, że umrę z głodu. Ja upierałem sie, że to już moja sprawa, na co umrę. I tak sobie do dziś gadamy.

AW: Gadacie chyba też o twoim pisaniu. Takiej rekomendacji, jaką Stanisław Lem wystawił "Franiowi" tylko pozazdrościć. Co mówi o innych twoich tekstach?

RK: Lem nie mówi nigdy dużo o tekstach. Jeśli mu się jakiś podoba, poznaje się to po tym, że dzieli się przy obiedzie z tobą swoim deserem. To naprawdę rzadki przywilej.

AW: Jak mógłbyś zdefiniować swoje pisanie, czym ono jest dla Ciebie?

RK: Najpierw było koniecznością. Teraz przyjemnością. Czym jutro? To się zobaczy.

AW: Czy bycie ulubionym synkiem całej wydawniczej branży niemieckiej, głaskanie po głowie przez Reicha-Ranickiego, nagrody i wyróżnienia nie przewróciły ci w głowie?

RK: Moja głowa jest dość odporna na głaskanie przez 80-letnigo krytyka literackiego. Gdyby pogłaskała mnie np. Marylin Monroe, to na pewno poczułbym lekki zawrót.

AW: A jak wyglądają Twoje relacje z Imre Kerteszem, tym "fajnym Węgrem", który też dostał nagrodę Boscha. Podobno dostał "kolejną" i się nie odzywa.

RK: Spędziliśmy wtedy kilka godzin przy śniadaniu, podczas którego cały czas lamentowałem, że chciałbym zająć się wreszcie czymś bardziej ożywczym niż zapełnianiem kartek papieru przy biurku. Kertesz kiwał ze zrozumieniem i podsuwał mi kolejną szklankę wina, a ja mówiłem, że jest dopiero 10 rano, na co Kertesz odpowiadał: "nigdy nie jest za wcześnie".

AW: Za co cenisz innych pisarzy?

RK: Za różne rzeczy. Kunderę za cynizm, Hrabala za trzeźwość umysłu, która jest misternie przeplatana miłością do życia. Kilka miesięcy zanim Hrabal skoczył z okna, spotkałem go w Wiedniu. Na pytanie, ile piw pije dziennie odpowiedział, że 10 jeśli jest na siebie zły. Gdy nie, to też 10. Na szczęście ilość pisarzy, którzy nie mogą obejść się bez prawdziwego życia, nie maleje. Nawet gdy Picasso malował swoje obrazki przypominające kraksę samochodową, to jako model zasiadała zawsze kobieta z krwi i kości. Przechadzałem się ostatnio po Krakowie i zobaczyłem zakonnicę na drzewie. Przycinała właśnie jabłonkę. Czegoś takiego przecież nie wymyśli nawet Marquez.

AW: "Franio" i "Lekcje Pana Kuki" napisane są w sposób, który nazwałabym osobistym, sugestywnym. Kiedy czytałam Twoje książki, miałam wrażenie prawdziwości. Ile w tych tekstach jest Ciebie samego?

RK: Jest tam tyle mnie, ile potrzeba. Reszta to moi niezbyt rozgarnięci bohaterowie. Franio gadał głupoty, ale każdy jego czyn był mądry. Waldemar w "Lekcjach pana Kuki" zadaje sobie pytanie: "Dlaczego tu się znalazłem" i jakimś cudem znajduje kogoś, kto mu daje na to odpowiedź. Tyle szczęścia też bym chciał mieć w życiu.

AW: Uważasz się za szczęśliwego człowieka? Pytam dlatego, i tu uwaga, trochę komplementów: wyróżniasz się na tle innych pisarzy twojego pokolenia przede wszystkim poczuciem humoru, ciepłymi opowieściami. Po prostu potrafisz pisać o ludzkim szczęściu.

RK: Ludzkie szczęście to rzecz, o której nikt nie mówi na głos. Zupełnie, jakby nie wypadało. Nie pamiętam, kiedy spotkałem ostatni raz człowieka, który miałby taki życiowy cel - zostać szczęśliwym. Słyszę tylko: chcę mieć to i tamto. Spotkać tego i tego. Społeczeństwo, które tak myśli, jest dogłębnie nieszczęśliwe. Moje szczęście polega już choćby na tym, że zamiast z takimi ludzmi siedzieć w jednym pomieszczeniu, mogę wyjść na świeże powietrze.

AW: Jakie było twoje dzieciństwo?

RK: Dzieciństwo w komunizmie jest albo koszmarem, albo rajem. Moje było rajem. Z dala od miasta, a jednak otoczony ludźmi, którym komunizm nie odebrał rozumu. Mój dziadek był szewcem i nie przeczytał w życiu chyba ani jednej książki. Nie jeden profesor, którego potem spotkałem, mógłby się od niego wiele nauczyć.

AW: Twoja matka lubi chyba czytać Twoje książki. W swojej autobiografii dostępnej w Internecie deklarujesz, że kupuje je niemal hurtowo. Podobno nakład "Frania" kupiła pól na pół z Tobą.

RK: Kiedy ukazała się książka, kupiłem 50 egzemplarzy. A drugie 50 kupiła potajemnie matka. Dopiero jak Reich-Ranicki mnie pochwalił, sprzedaliśmy nagle 10 tysięcy "Frania". A moją matkę podejrzewam tak naprawdę o to, że jeszcze nie przeczytała żadnego z tych 50 egzemplarzy.

AW: Ale tak zupełnie poważnie - jakie to uczucie sprzedać 50 tys. egzemplarzy swoich książek?

RK: No, lepsze niż 50 egzemplarzy. Ale szczerze mówiąc już mało co pamiętam z tamtej euforii. Teraz walczymy z ekranizacją pana Kuki. Choć sprawa ma się dobrze, to jeszcze może się dużo zdarzyć, zanim usiądziemy w kinie.

AW: Z kim realizujesz ten projekt?

RK: Producentem wiodącym jest Piotr Dzięcioł, ten od "Ediego". Reżyserem Darek Gajewski. A wszystko wskazuje na to, że koproducentami będą także Austriacy i Niemcy.

AW: W Polsce mieliśmy okazję oglądać adaptację Twojego opowiadania. Witold Leszczyński wyreżyserował spektakl Teatru Telewizji na podstawie "Frania". Jak układała się wasza współpraca i od kogo wyszła inicjatywa tego przedsięwzięcia?

RK: Sprawcą był Witold Adamek, który podetknął Leszczyńskiemu książkę. Leszczyński to jeden z niewielu autentycznych artystów, jakiego w Polsce znam. Mało jest twórców, którzy są jeszcze ciekawsi jako ludzie. Więc współpraca układała nam się bardzo ludzko.

AW: Za "Frania" dostałeś nagrodę za debiut niemieckojęzyczny. Jak zaczynasz pisanie - po polsku czy po niemiecku?

RK: Cieszę się, jeśli je w ogóle zaczynam, obojętnie w jakim języku.

AW: Czyżby pisanie przychodziło ci mozolnie? Czytając Twoje teksty miałam wrażenie niczym nieskrępowanej, autentycznej lekkości pióra.

RK: Tomasz Mann powiedział, że pisarz to człowiek, któremu pisanie przychodzi ciężej niż innym. Gdy mi za lekko idzie, odkładam od razu pióro i mówię do siebie: zaraz, zaraz, gdzie my się dziś tak śpieszymy?

AW: Od kilkunastu lat mieszkasz w Wiedniu. Czy nadal nienawidzisz tego miasta?

RK: Ostatnio podoba mi się coraz bardziej. Zwłaszcza po powrotach z Polski.

AW: Tęsknisz do Polski?

RK: Każdy Polak tęskni za Polską. Ci, którzy udają, że zapomnieli polskiego, okłamują siebie i innych. Polska to dom, w którym czujemy się najswobodniej, ale też oczekujemy od niego, by był nieco przytulniejszy niż obecnie. Na razie sytuacja w kraju przypomina walkę między dwoma obozami, które chcą jak najsprytniej oszukać przeciwnika. Jeden nazywa się rząd, a drugi naród.

AW: Kiedy kolejna książka?

RK: Obecnie kończę "Przewodnik po Polakach" na zamówienie Niemców. Chwalę w nim Polskę jak się da. To będzie niezły numer. Już widzę te pędzące hordy zachwyconych Germanów, którym nagle szczęka opada na widok Pałacu Kultury. Co mnie jednak najbardziej interesuje, to pusta kartka papieru na moim biurku. Wczoraj się tam nagle pojawiła.

AW: AW: I...?

RK: I nic.

AW: AW: Czym zajmujesz się na co dzień, oprócz pisania i filozofii?

RK: Chodzeniem, jedzeniem, oglądaniem telewizji. Uwielbiam "Seks w wielkim mieście". A co, nie wolno?


Rozmawiała Agata Wiśniewska

Foto: Thomas Lehmann






 Nr 10 / 2005
 
Nasza okładka




 
©2006 WYDAWNICTWO HOLYGRAM